czwartek, 21 kwietnia 2016

Wspólne dobro - wspólne konto

Tak się jakoś złożyło, że wczoraj w jednej z grup na Facebooku, przy temacie o zakupach wywiązała się dyskusjach o koncie bankowym, a konkretnie - konto wspólne czy każdy z małżonków powinien mieć swoje? A na dodatek o tym samym mówili wczoraj w "Pytaniu na śniadanie". Tych drugich wypowiedzi akurat słuchać nie mogłam, a raczej narzucającego z góry zdanie tonu wypowiedzi. Generalnie nie lubię, jak zapraszają tam pseudo-gwiazdy lub pseudo-fachowców, aby wypowiadali się na tematy nienaukowe, bo przecież ile osób tyle zdań i każdy może mieć swoje. Jeden powie, że zima jest be bo jej nie lubi i często wtedy choruje, drugi powie, że jest super, bo można na nartach pojeździć. Czy któryś ma rację bądź jej nie ma?

No właśnie. Podobnie było i z tym tematem. Ja subiektywnie powiem wprost - mamy wspólne konto i uważam, że to rozwiązanie jest super! Wspólne wpływy, wydatki, oszczędności, wszystko w jednym miejscu i każdy ma dostęp.
U nas to jest akurat tak, że mamy swoje karty, ale konto internetowe obsługuję tylko ja. Mąż generalnie hm... nie lubi? nie umie? nie potrzebuje? - nie ma tu dobrej odpowiedzi, w każdym razie skoro mogę ja się tym zająć to on nie musi ;) On teraz dba głównie o to, by było co wydawać hehe ;) taki żart:P



Ale wracając do sedna - czemu jedno? Jest to dla nas wygodne, bo wszystko mamy na bieżąco w jednym miejscu. Zwłaszcza, że Mąż otrzymuje wypłatę na początku miesiąca, a ja pod koniec, więc nie musimy kombinować, z czyjego konta coś zapłacić, czy wypłacić. Poza tym na bieżąco wiemy, ile dokładnie mamy - nie musimy nic sprawdzać, dodawać, odejmować i przelewać z konta na konto w razie potrzeby. No ale przede wszystkim - skoro jesteśmy jednością - małżeństwem - to po co mieć oddzielne konta?

Kiedy się poznaliśmy, ja jeszcze studiowałam i pobierałam stypendia, Mąż kończył studia i szukał pracy. Początkowo były to prace dorywcze, z których czasem nie starczało mu nawet na utrzymanie od przysłowiowego pierwszego do pierwszego. Ja w tym czasie miałam co miesiąc wpływy na koncie niewiele mniejsze niż średnia krajowa. Po ślubie Mąż znalazł stałą pracę, ale za najniższą krajową, ja pracowałam na zlecenie, ale z prowizjami i premiami wyciągałam troszkę więcej od Niego. Teraz jestem na macierzyńskim, więc moje dochody troszkę  się obniżyły, za to zaraz po porodzie Mąż znalazł lepszą pracę i jak na ogólnokrajowe tendencje - zarabia nienajgorzej.

Po co to piszę? Żeby pokazać, że w tak krótkim czasie nasza sytuacja finansowa, najpierw indywidualnie, a po ślubie już wspólnie, zmieniała się dość dynamicznie. Gdyby każde z nas żyło tylko i wyłącznie za swoje zarobki, to ciągle któreś z nas musiałoby się zapożyczać. Razem - dajemy radę. Poza tym idea konta wspólnego to trochę konsekwencja podejścia do małżeństwa - podobnie jak z tym nazwiskiem z poprzedniego wpisu (tutaj można przeczytać). No i chyba najważniejsze - przecież skoro żyjemy razem, wspólnie mieszkamy, mamy wspólne dziecko, robimy wspólne zakupy by zjeść obiad z tego samego garnka na naczyniach umytych w wodzie i ugotowany na gazie, za które wspólnie płacimy rachunek, itd. itd., to po co rozdzielać środki, z których to wszystko może mieć rację bytu?

A na koniec, żeby nie było, że jest tak idealnie i kolorowo, to dodam, że jedyna rzecz, która, może nie tak do końca, ale jednak jest bardziej czyjaś, to samochód :P Mąż kupił go sobie jeszcze przed ślubem, ogólnie jest wielkim fanem motoryzacji, bardzo dba o to swoje "dziecko" i ja tak trochę właśnie ten samochód traktuję. On jest niby nasz, ale oboje mówimy o nim "mój" (Mąż) i "Twój" (ja). Może się to zmieni jak zmienimy auto albo kupimy drugie - moje ;)

No to tyle! A Wy jakie rozwiązanie wybraliście? Macie jedno konto czy osobne?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz