środa, 11 maja 2016

Za rękę




Nigdy natomiast nie wyobrażałam sobie trzymania się za ręce w kościele. Widząc raz pewne dobrze nam znane małżeństwo, będące dla nas jakimś tam przykładem, trzymające się podczas mszy pod rękę (nie byliśmy wtedy jeszcze chyba nawet narzeczeństwem) wzbudziło we mnie jakiś tam niesmak. Czemu? W sumie to nie wiem. Ludzie ulegają różnym stereotypom albo potrafią coś wziąć tak bardzo do siebie, że zrobią wszystko, by to ich nie dotyczyło. Być może właśnie z zasłyszanej kiedyś historii albo z kazania ks. Pawlukiewicza (który dla mnie jest, może nie autorytetem, ale... hm... głosem rozsądku z dobrą formą przekazu) taka postawa się u mnie zrodziła. Mianowice narzeczeni przyszli do kancelarii dać na zapowiedzi i cały czas trzymali się za ręce. I to podobno nie było dobre, skoro nawet na chwilę nie potrafili zrezygnować z dotyku i bliskości. Poza tym uważałam, i uważam nadal, że kościół to jedno z tych miejsc, gdzie trzeba zachować się stosownie i adekwatnie do sytuacji.

Przez cały czas odkąd byliśmy razem, pomijając kilka sytuacji pod koniec ciąży gdy już nie byłam w stanie, na każdej mszy św. byliśmy razem! Tak - odkąd zostaliśmy parą każdą niedzielę i święta spędzaliśmy razem, u mnie bądź u męża, z moją lub jego rodziną, bądź podróżując, i zawsze szliśmy razem na mszę. To był, i nadal jest, taki nasz rytuał, "sposób na niedzielę", zwyczaj, postanowienie.

Podczas narzeczeństwa, a nastąpiło ono szybko, zdarzało się, że Niedoskonały próbował wziąć mnie za rękę w kościele, ale czułam się bardzo niezręcznie i unikałam takich sytuacji. Zresztą pochodzę z małej miejscowości i zawsze gdzieś w głowie było to "a co ludzie powiedzą".

Moje nastawienie zmieniło się po ślubie. Jakoś tak naturalnie wyszło, że kiedy siedzimy, On bierze mnie pod rękę. Teraz nawet oczekuję tego! Czasem, kiedy się ociąga ;) to sama tę rękę mu daję ;) i teraz nawet widzę w tym jakiś sens. W końcu jesteśmy małżeństwem. Jednością. Przysięgaliśmy przed Bogiem. To czemu teraz nie pokazywać się przed Nim w tej jedności? Nie pokazywać Jemu i innym, że trwamy razem? Że jesteśmy szczęśliwi? Że się kochamy? Że ta przysięga to nie tylko puste słowa?

Tak więc trzymamy się za ręce, można powiedzieć, zawsze. A to trzymanie się w kościele jest dla mnie szczególne. Bo przed Bogiem pokazujemy, że mimo nieporozumień, tarć, nadal trwamy razem i mamy się dobrze! Ja osobiście czuję się wtedy zobowiązana walczyć o to, by tak było zawsze.



Czasem taki mały, dla osób będących w związku chyba nawet oczywisty, gest trzymania się za ręce, może wiele zmienić. I może myślę źle, wrzucam wszystkich do jednego worka, albo po prostu są pary, które tego nie potrzebują lub nie przywiązują do tego wagi, ale kiedy właśnie widzę jakąś parę, zwłaszcza znajomych, którzy idą obok siebie i za ręce się nie trzymają, a w tym czasie także nie rozmawiają, to myślę sobie, że między nimi nie jest dobrze. Tak - trzymanie się za ręce to też pewnego rodzaju rozmowa. Mocniejszy uścisk. Pogłaskanie po dłoni. To też sposób komunikacji.

A na koniec krótka historyjka. Byliśmy wtedy już narzeczeństwem, spotkaliśmy się "na mieście" i mocno posprzeczaliśmy. I w dramatycznym momencie, w złości, poszliśmy w różne strony. Ale wróciłam się za Nim i złapałam Go za rękę. I to naprawdę wystarczyło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz