poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Spać!

Nie - nikogo nie wyganiam.
Tak, trochę mi się chce spać. W sumie od ponad dziewięciu miesięcy nie dosypiam - uroki macierzyństwa ;)
Ale to też nie o to chodzi, choć nie powiem - marzy mi się czasem taki dzień, że jak zachce mi się spać, to po prostu się położę i nikt nie będzie sprawdzał sprężystości moich włosów, wielkości dziurek w nosie, ostrości zębów, długości rzęs, miękkości fałdek na brzuchu i możliwości przeskoczenia bramki zrobionej z nóg ;)

Nie powiem, że uwielbiam spać, bo chodzę nie za wcześnie i nie za późno, problemów z wstawaniem raczej nie mam i nie mam jakiegoś minimum snu niezbędnego do funkcjonowania. Jak mi niewygodnie albo boli mnie głowa to zasnąć nie mogę i się męczę dość długo. Mój Mąż - przeciwieństwo. Zasnąłby nawet na kamieniu i nie przeszkadzałyby Mu latające nad głową odrzutowce. A rano ciężko mu wstać.

On lubi przed snem poczytać książkę, ja raczej po prostu się kładę, ewentualnie czytam coś jeszcze na telefonie bądź przeglądam fejsa (taka choroba cywilizacyjna). Ale generalnie kładziemy się i wstajemy razem. Przed porodem nie było zwykle w tym żadnych anomalii. Dajmy się porwać euforii i wyobraźmy sobie bądź przypomnijmy te piękne obrazki, kiedy leżycie/leżymy razem przytuleni albo trzymacie/trzymamy się za ręce i to są jedne  z piękniejszych chwil w życiu.



A teraz schodzimy na ziemię i po dziewięciu miesiącach noszenia pod sercem małego Dzidzi taka scena się rozgrywa:

Mały urodził się latem - upały niemiłosierne wtedy były więc gdzie było choć ciut chłodniej? Ano - na podłodze! No i ja z Małym miałam, dzięki emigracji Męża, więcej miejsca na łóżku. No bo to przecież dla naszego dobra. A dla kręgosłupa zdrowiej na podłodze. No i chłodniej przy okazji.

Minęło lato, Smyk większość nocy spędzał w łóżeczku, Mąż powrócił na łóżko, ale i tak przez częste wstawania na karmienie szedł przeczekać na podłogę i czasem, zasypiając, już na łóżko nie wracał.

Potem przyszedł grudzień, Mały się rozchorował, więc jakie rozwiązanie było najlepsze? "Niech śpi z nami!" - wołał Mąż.
Tak minął tydzień, drugi, trzeci - Mały już do łóżeczka wrócić nie chciał. Do teraz i pewnie jeszcze długo długo nie.
Efekt?
Ja z Synkiem, już teraz dziewięciomiesięcznym "chłopem" na łóżku w kolejności: Mały od ściany (coby nie spadł), ja (zazwyczaj na środku i w środku bo nawet jak tylko we dwójkę śpimy to i tak zajmujemy około pół łóżka od ściany) no i Mąż z brzegu z możliwością przedłużenia swojej części do spania na podłogę (ładnie rzecz ujmując, a ujmując trochę mniej ładnie - codziennie między szafą a łóżkiem rozkłada On swoje, jak mówi, legowisko, by nas, jak mówi, pilnować, jak mówi, jak pies ;))
Zwykle zasypia na tym "legowisku" bądź czyta tam książkę, następnie kładzie się z nami, a czasem w środku nocy idzie na podłogę niby w imię naszej (no a swojej przy okazji tylko przecież) wygody, i wraca nad ranem.

No a generalnie chodzi o to, że to przecież ważne, by nie zatracić jednak tej "łóżkowej" bliskości i jedności. I nawet niewygody wspólnej. I już nawet nie o jakiś tam seks chodzi! Bo przecież tyle innych miejsc w domu jak ktoś lubi :P może tylko okazji mniej ale podobno dla chcącego nic trudnego ;) ale o taką zwyczajną bliskość i przytulenie.

I teraz wracamy powoli do tych euforycznych scen sprzed narodzin, ale różnie nam to jeszcze wychodzi. Czasem tęsknię za tym, by tak zwyczajnie do tego swojego Męża się w nocy przytulić. Bo nawet jak śpimy we trójkę, to czasem trudno bezszelestnie i bez skrzypienia łóżka odwrócić się od Synka, tak by go nie odkryć i nie obudzić, do Męża i Jego też nie obudzić.
A śmiesznie to wygląda, gdy leżę wygięta w łuk między dwoma najważniejszymi facetami w moim życiu, a obaj wykręceni do mnie tyłkiem hehe :P ale ma to też swój urok ;)

W każdym razie do czego to ja zmierzałam? No - dbajcie o bliskość! O wspólny sen. O przytulanie. Lepiej niewygodnie razem niż wygodnie osobno. Samotnie. Obok siebie. By kiedyś film "Dwoje do poprawki" nie stał się naszą rzeczywistością ;)

Dobrej nocy!

2 komentarze:

  1. Pamiętam ten błysk triumfu w oczach córki, gdy w wieku niecałych pięciu lat wywędrowała z poduszką pod pachą do swojego osobnego łóżka :). Dojrzała od tego, a my czekaliśmy dzielnie. Z nami pozostał jeszcze synek - trzy latka. Ciekawe, jak długo :). Nie narzekam - Jest ciepło i przytulnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, ja mam nadzieję, że chociaż do łóżeczka się przekona za jakieś... daj Boże pół roku :D

    OdpowiedzUsuń