środa, 27 kwietnia 2016

Melduję: jestem!

Żyjemy w erze Internetu i komórek, które od jakiegoś czasu służą głównie właśnie do korzystania z sieci, a w sieci tej wiele portali społecznościowych, do  korzystania z których pomagają nam aplikacje właśnie na telefon.
Takie koło. Tak - błędne.

Generalnie to super sprawa, stały kontakt z rodziną, czasem przebywającą daleko, i ze znajomymi, którzy po szkole średniej rozjechali się po całej Polsce na studia, ale także pewna pułapka.

Pułapka potrzeby bycia ciągle w kontakcie. Pułapka, by wiedzieć wszystko na bieżąco. Pułapka kontroli. Pułapka swoistego GPSa. Pułapka niemyślenia, nieanalizowania i nieczucia.
Pułapka nieoczekiwania.

Wszystko dla ludzi. Ale z głową.




Jest sobie żona i mąż. Przed ślubem dzieliło ich sto kilometrów. Widzieli się zwykle raz na dwa tygodnie, ale pisali do siebie listy, czasem udało się "umówić na rozmowę telefoniczną" z jakiejś budki bądź telefonu bogatszego sąsiada. Martwili się o siebie, czy będzie następne spotkanie. Czy w razie jakiegoś wypadku w ogóle dowiedzą się o tym na czas? Tęsknili za sobą, a tyle było do obgadania i opowiedzenia. W końcu dwa tygodnie się nie widzieli! Gdy po latach i oni weszli w erę komórek (czytaj: dzieci miały je już od dobrych kilku lat, ale oni nie mogli się do nich długo przekonać), czasem dzwonią do siebie w razie potrzeby i generalnie używają telefonów głównie do kontaktów z rodziną.

Jest sobie żona i mąż. Przed ślubem dzieliło ich sto kilometrów. Widzieli się głównie w weekendy, ale dużo ze sobą rozmawiali przez telefon. Zawsze, kiedy od niej wyjeżdżał, po dotarciu do domu dzwonił, że dojechał. Pisali do siebie o wszystkim co robili. Po spotkaniu - że dotarli do domów. Zresztą jak i po każdym wyjściu z domu. Po ślubie - że dotarli do pracy. A i z przerwy w pracy dzwonią do siebie. Tak po prostu. Zapytać "co tam?". Bo przecież tak "długo" się nie widzieli.

Tak, to drugie małżeństwo to my. Zawsze rano czekam na smsa od Męża "jestem:*", zamienione z czasem na samą "buźkę". I jestem spokojna. Mimo, że to tylko kilka kilometrów na terenie miasta. Bo jaki pisałam w Apokalipsie-wersji mini - nigdy nic nie wiadomo.

Tak, jest to swego rodzaju pułapka. Ubezwłasnowolnienia. Zabicia ciekawości i zainteresowania drugą osobą. Nieoczekiwania i nietęsknienia. Bo przecież wszystko na bieżąco obgadane i zrelacjonowane. Choć osobiście mam tak, i myślę, że nie tylko ja, że historie opowiedziane przez telefon, a potem jeszcze raz na żywo, brzmią jak opowiadane pierwszy raz, nawet jakby użyto dokładnie tych samych słów.

A z drugiej strony - takie czasy. Tak więc codziennie rano dostaję "meldunek" i trudno byłoby mi się od niego odzwyczaić.

Takie czasy! Taka miłość! Takie życie!

A jednak - czekam i tęsknię!

2 komentarze:

  1. Zaiste jest to pułapka. Mam tyyyylu znajomych, lecz nikogo pod bokiem, by pójść na przysłowiową kawę.
    Z drugiej strony, bardzo lubię te dni (jest ich kilkanaście w miesiącu), gdy mąż wychodzi na 9-10h do biura i jest na tyle zajęty, że rzadko kiedy daje mi znak życia. Pozwala nam to stęsknić się za sobą jak za przedślubnego czasu rozłąki 400kilometrowej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To tak jak i u nas z tą pułapką ;) a co do reszty to u nas jakoś ostatnio ta "przedślubność" powróciła więc jest póki co super!

    OdpowiedzUsuń