Wtorek: Ciekawe jak długo.
Środa: Długo tak nie wytrzymasz. Znam Cię.
Czwartek: Naprawdę widzę zmianę.
Piątek: Jestem pełen podziwu.
Sobota: Jestem ciekaw, jak bardzo to w sobie tłumisz.
Niedziela: To już prawie tydzień. (...) Fajna taka jesteś. Oby tak już było zawsze.
Tak mniej więcej wyglądało podsumowanie mojego "tygodnia cierpliwości" przez Niedoskonałego. Na początku nie wierzył we mnie i myślał, że po prostu mam akurat dobry dzień. Ale zawzięłam się, starałam się i staram cały czas myśleć pozytywnie i nie dać się też prowokować.
Zdałam sobie sprawę, że to, co często odbierałam jako atak na siebie i powód do focha, było tylko... moim odbiorem. Złym odbiorem.
Ktoś kiedyś powiedział, że aby osiągnąć sukces nie trzeba wstawać wcześnie, ale wstawać z uśmiechem na twarzy. Coś w tym jest. A radosnego podejścia do codzienności da się nauczyć.
Wiedziałam, że moje zachowanie rzutuje na wszystkie relacje, zwłaszcza tę najważniejszą. I doceniam ogromną cierpliwość Niedoskonałego, że to wszystko znosił. Co ciekawe, On sam zauważył, że niejednokrotnie prowokuje mnie do takiego zachowania, zwłaszcza, że widzi teraz moje starania. I sam też próbował się powstrzymywać od jakichś docinek czy żartów.
Najbardziej chyba jednak otrzeźwiło mnie, już po upływie tego całego tygodnia, stwierdzenie Lubego, że czasem nie miał wcale ochoty siedzieć w domu ze mną "złą". Ale kocha. Więc jest.
Oj naprawdę kocha. Ja bym chyba nie wytrzymała z kimś takim jak ja wtedy :P
No ale już, miejmy nadzieję, najgorsze za nami :) trzeba iść na przód i nie osiadać na laurach. Trwając w cierpliwości od jutra zaczynam dokładać do tego łaskawość ;)
Ach! No i najważniejsze! - Nic w sobie nie tłumię! Jest mi z tą nową "Niedoskonałą" naprawdę dobrze :) :) :)
Może i mi się uda przetrwać tydzień :)
OdpowiedzUsuńNie było to aż tak trudne :)
OdpowiedzUsuń